W służbie imperializmu: konferencja prawicowych „intelektualistów” w Kijowie

David North
30 czerwca 2014

Grupa prawicowych pracowników akademickich, dziennikarzy, prowojennych działaczy na rzecz respektowania praw człowieka, oraz specjalistów od „dyskursu” spotka się w trakcie tego weekendu (16-19 maja) w Kijowie. Celem konferencji, której przewodniczy profesor Timothy Snyder z Uniwersytetu Yale i Leon Wieseltier, neokonserwatywny redaktor literacki pisma New Republic (Nowa Republika), jest użyczenie politycznej i moralnej wiarygodności ukraińskiemu reżimowi, który doszedł do władzy w lutym w wyniku puczu, finansowanego i kierowanego przez Stany Zjednoczone oraz Niemcy.

Promując siebie jako „międzynarodową grupę intelektualistów”, organizatorzy wydali ulotkę reklamową - przepraszam, „Manifest” - w której konferencja określona została mianem „spotkania tych, którym na sercu leży wolność i kraj, gdzie za wolność zapłacono wysokącenę”. Kryje się w tych słowach ziarnko prawdy, gdyż obalenie rządu Janukowycza rzeczywiście kosztowało administrację Stanów Zjednoczonych sporą sumę pieniędzy.

Spotkanie to można nazwać ćwiczeniami w propagandzie imperialistycznej. Wśród jego sponsorów znajdziemy ambasady Kanady, Francji, Niemiec, Polski i Stanów Zjednoczonych. Reszta finansowania pochodzi od Ministerstwa Spraw Zagranicznych Ukrainy, Europejskiego Funduszu na rzecz Demokracji i głęboko zaangażowanego w promocję kijowskiego spotkania serwis internetowy Eurozine, na którego stronie znajduje się wiele publikacji o geostrategicznych konsekwencjach ukraińskiego zamachu stanu. Poczesne miejsce zajmują tam artykuły takie, jak „Jak wygrać drugą Zimną wojnę”. Jego autor, Władysław Inozemcew, jest obecnie stypendystą Centrum Studiów Strategicznych i Międzynarodowych (Center for Strategic and International Studies, CSIS) w Waszyngtonie.

W latach 60. intelektualiści, którzy w czasie Zimnej wojny brali udział w antykomunistycznym Kongresie Wolności Kultury, byli nawet rozgoryczeni, kiedy okazało się, że działalność tej organizacji była wplątana w machinacje Centralnego Biura Wywiadowczego (CIA). W tamtym okresie kolaborację z CIA i innymi agencjami bezpieczeństwa uważano za szkodliwą dla reputacji intelektualnej i moralnej. Tempi passati!Uczestnicy zjazdu kijowskiego nie są w żadnym stopniu zażenowani oczywistym faktem, że biorą udział w imprezie popartej i wyreżyserowanej przez rządy ewidentnie zamieszane w obalenie Janukowycza.

Cały zjazd jest pokazem oszustwa i dwulicowości. Pod płaszczykiem retoryki demokratycznego "dyskursu" ukrywa sięprzygotowania do dogłębnie reakcyjnych działań politycznych. Aby zrozumieć, co jest mówione, trzeba rozszyfrowywać każde zdanie i każdy zwrot.

Manifest zapewnia czytelnika, że taka formuła spotkania pozwala "przeprowadzić szeroką i publiczną dyskusję na temat znaczenia ukraińskiego pluralizmu dla przyszłości Europy, Rosji i świata." Po rozszyfrowaniu tego fragmentu rozumie się to jednak zgoła inaczej – że tak naprawdę celem spotkania jest zbadanie, w jaki sposób ukraiński pucz może służyć jako model dla dalszych operacji, skierowanych na ograniczenie wpływów Rosji w Europie i całej Eurazji.

Inne kwestie, które zostaną poruszone w czasie konferencji to:

1. "Jak uzasadniać prawa człowieka i w jaki sposób jesteśmy motywowani przez samą ideę praw człowieka?” [Po odkodowaniu: "Jak można wykorzystać "dyskurs" w sprawie praw człowieka jako pretekst do politycznej destabilizacji i obalania reżimów nieprzyjaznych?"]

2. "Jak i kiedy język zapewnia nam dostęp do tego, co uniwersalne, oraz jak i kiedy pozwala  zdefiniować różnice polityczne? [Po odkodowaniu: "Jak można można i należy używać żargonu demokracji w celu ukrycia materialnych interesów, będących u podstaw konfliktów społecznych?"]

3. " Jak możliwa jest przyzwoitość w polityce w obliczu międzynarodowej anarchii, lokalnej korupcji i błędów popełnianych przez jednostki?" [Po odkodowaniu: "Dlaczego rzeczywistość współczesnej geopolityki usprawiedliwia 'przekraczanie granic', jak w przypadku tortur, celowanych morderstw, autorytaryzmu, wojny itp."]

Rozwodzenie się nad tymi kwestiami pozwoli dyskutantom wypuścić głośno parę w gwizdek, zużywając na to absolutne minimum intelektualnej energii. Miejsca w tym gwizdku i na liście tematów konferencji zabrakło natomiast dla pytań, związanych z aktami represji, skierowanymi przez kijowski reżim przeciwko ludności Ukrainy południowej i wschodniej, których skutkiem są dziesiątki, jeśli nie setki ofiar śmiertelnych. Organizatorzy nie mają też zamiaru ani badać, ani tłumaczyć znaczącej roli, jaką odegrały w lutowym zamachu stanu i w organizacji obecnego rządu neofaszystowskie siły Swobody i Prawego Sektora.

Intelektualną czołówkę konferencji stanowi naprędce zwołana kolekcja "tych samych podejrzanych" – dobrze już znanych z promowania imperialistycznych interwencji pod fałszywą flagą praw człowieka. Jednostki te specjalizują się w moralnym marketingu, promującym działania rządów o charakterze zasadniczo kryminalnym. W takiej czy innej formie, powoływanie się na "prawa człowieka" zawsze bowiem służyło za uzasadnienie czynów imperializmu. Nawet król belgijski Leopold, mordując miliony w Kongo w latach 80. IX wieku, zapewniał, że działa na rzecz "moralnej i materialnej odnowy" swoich bezbronnych ofiar. Ponad sto lat temu, John Hobson, jeden z pierwszych wielkich uczonych, którzy zajmowali się zagadnieniem imperializmu, zwrócił uwagę na podstępny charakter używania moralnych pozorów dla ukrycia prawdziwych motywów leżących u podstaw imperialistycznej polityki. Pisał on:

W tej właśnie falsyfikacji prawdziwego znaczenia motywacji leży największa hańba i największe niebezpieczeństwo imperializmu. Gdy, z całej mieszaniny motywów, do publicznej wiadomości wybrany zostanie ten najmniej przekonujący [np. "prawa człowieka" i/ albo "demokracja"] z powodu tego, że się najlepiej prezentuje, kiedy kwestie polityki nie zajmujące miejsca w umysłach tych, co tę politykę tworzyli, traktowane są jako główne powody, naruszona jest moralna wartość narodu. Cała polityka imperializmu nacechowana jest takim oszustwem. [Imperialism: A Study (Cambridge, 2010), str. 209–10]

Do uczestników konferencji należy Leon Wieseltier, który był jednym z liderów Komitetu Wyzwolenia Iraku i który jest utożsamiany z Projektem Nowego Wieku Ameryki. Liberalny politolog Paul Berman popierał naloty bombowe na Serbię (motywując to poparciem dla separatyzmu kosowskiego), a po 9/11 starał się uzasadniać amerykańskie wojny na Bliskim Wschodzie i w Azji Środkowej jako walkę przeciwko faszyzmowi islamskiemu. Niedzielny wykład Bermana, zatytułowany "Alexis de Tocqueville a Idea Demokracji” będzie bez wątpienia rewelacyjny – w uszach Ołeha Tiahnyboka i jego adeptów z partii Swoboda.

Na pewno obecny będzie też Bernard Kouchner. Kilkadziesiąt lat temu związany z organizacją Lekarze bez Granic [Médecins Sans Frontières], Kouchner zerwał z nią z powodu rozbieżności w kwestiach taktycznych i założył Lekarzy Świata [Médecins du Monde] w celu orędowania bardziej zdecydowanego programu "interwencjonizmu humanitarnego". Platforma ta, czyniąc zadość przewidywaniom Hobsona, usankcjonowała nieogarnioną liczbę pretekstów do interwencji zbrojnych w wielu krajach. Kouchner był zaangażowany w promowanie interwencji na Bałkanach, a w końcu został ministrem spraw zagranicznych w rządzie prezydenta Francji Sarkozego. Po wystąpieniu z gabinetu w 2011 roku, Kouchner poparł atak Sarkozego na Libię oraz francuską inwazję Wybrzeża Kości Słoniowej. Ten polityczny reakcjonista i obrońca francuskiego kapitalizmu ma wziąć udział w dyskusji panelowej na temat "Czy Europa potrzebuje rewolucji na Ukrainie?"

Rodak Kouchnera, rozreklamowany filozof i kolejny zwolennik interwencji humanitarnych Bernard-Henri Lévy, ma wygłosić mowę, demaskującą Władimira Putina, zatytułowaną "Kariera Artura Putina". To sztubackie przeinaczenie tytułu śmiertelnie poważnej teatralnej alegorii Bertolda Brechta ["Kariera Artura Ui"] jest typowe dla prac Léviego. Lévy może sobie pozwolić na denuncjację Putina bez żadnych obaw o odwet. O wiele więcej odwagi - zdecydowanie więcej, niż ma jej Lévy - wymagałoby zdemaskowanie zbrodni Obamy. Dzieło Brechta jest kąśliwą satyrą o przejęciu władzy przez Hitlera. Znaczące jest to, że Brecht umieścił akcję swojej alegorii w Chicago, podkreślając tym podobieństwa między operacjami podziemia przestępczego w środowisku kapitalistycznym a działaniami Partii Nazistowskiej. Najbardziej o dreszcze do dziś przyprawia kwestia, która miała zapaść w pamięć amerykańskiej widowni: "Niech więc triumf przedwczesny do głów nie uderza, płodne jest ciągle łono, co wydało zwierza." Stara przestroga Brechta i dziś okazuje się ponadczasowa.

Reputacja Léviego we Francji jako intelektualisty publicznego już leży w gruzach. W 2010 roku opublikował on esej atakujący Kanta i Oświecenie. Swą antykantowską diatrybę oparł na pracach niejakiego “Jeana-Baptysty Botula,” filozofa, którego dzieła zwróciły uwagę Léviego.  Niestety Lévy przeoczył fakt, że "Botul" i jego system filozoficzny (“botulizm”) były całkowicie fikcyjnym tworem francuskiego dziennikarza Frédérica Pagèsa. Pewien żartowniś znad Sekwany skwitował kiedyś filozofię wspaniale uczesanego Leviego, wówczas już przedmiotu kpin, parafrazą: "Bóg umarł, ale fryzurę mam doskonałą." [Tym, którzy chcą zapoznać się ze wszystkim, co warto wiedzieć o myśli BHL, skoro jest tak sławny, powinien wystarczyć wpis o nim na Wikipedii.]

O ile jednak obecność Léviego stanowi akcent raczej komiczny, o tyle o wiele bardziej ponuro zrobi się, kiedy na mównicę wyjdzie profesor Timothy Snyder. Jego błyskawiczna i imponująca kariera akademicka oraz towarzyszący mu rozgłos medialny są całkowicie związane z jego nieustającymi wysiłkami, aby dostarczać rzekomo naukowych usprawiedliwień dla wysiłków Stanów Zjednoczonych w celu wciągnięcia Ukrainy w swoją strefę wpływów, orazaby napiętnować Rosję jako głównego wroga tendencji humanistycznych i demokratycznych, których – wedle Snydera – obrońcami są USA i Europa.

Książka, która wywindowała Snydera do stratosfery sławy akademickiej, nosi tytuł Skrwawione ziemie: Europa między Hitlerem a Stalinem. Wydana została w 2010 roku i od razu przez popularne media okrzyknięta została arcydziełem. W niezliczonych recenzjach gazetowych na głowę Snydera sypano pochwały, jakby był Tukidydesem wcielonym. Nie, żeby mu takie porównanie przeszkadzało – w wydaniu w miękkiej okładce z 2012 roku, pierwsze 14 stron poświęcono całkowicie cytowaniu tych recenzji, które pieją peany.

O co to całe zamieszanie? Książka Snydera ukazała się w niedługo po Pomarańczowej Rewolucji na Ukrainie z lat 2004-2005, która – po masowych protestach w związku z zarzutami o oszustwo wyborcze, którego mieli dopuścić się zwolennicy Wiktora Janukowycza – zakończyła się dojściem do władzy popieranego przez USA prezydenta Wiktora Juszczenki. W celu umocnienia się u władzy, Juszczenko wybrał taktykę odwoływania się do prawicowego ukraińskiego szowinizmu. Kluczowym elementem tej kampanii, zaprojektowanej tak, aby wzbudzić antyrosyjskie resentymenty, było przedstawienie sowieckiej kolektywizacji z lat trzydziestych, która doprowadziła do katastrofalnego głodu z około 3,5 milionami ofiar śmiertelnych, jako ekwiwalentu systematycznej eksterminacji europejskich Żydów przez nazistów. Hołodomor (pomór z głodu), twierdzi Snyder, był formą zaplanowanego i wykonanego przez Związek Radziecki na Ukraińcach ludobójstwa, tak samo jak holokaust był zamierzonym mordem masowym Żydów.

Niezależnie od zgodności tej interpretacji - która, delikatnie mówiąc, i z faktograficznego i z teoretycznego punktu widzenia jest wysoce podejrzana - wyniesienie hołodomoru do rangi symbolu wiktymizacji Ukrainy przez Związek Radziecki (i Rosję) było aktem politycznego podżegactwa, a więc czymś niezmiernie użytecznym. Dało ono bowiem w ręce ukraińskiej prawicy mocny mit, a amerykańskiemu imperializmowi – broń propagandową, której można było użyć do rozniecania uczuć antyrosyjskich.

W 2010 roku Juszczenko przegrał wybory, ale w jednym ze swych ostatnich aktów obwołał Stepana Banderę (1909–1959) - niesławnego ukraińskiego nacjonalistę i faszystę, który kolaborował z Trzecią Rzeszą i brał udział w masowym mordzie Żydów i Polaków - "Bohaterem Ukrainy". Akt ten spotkał się z powszechnymi protestami, w tym głównego rabina Ukrainy. Ciekawe – w świetle następnych prac amerykańskiego uczonego – jest to, że Timothy Snyder był jednym z tych, którzy zaprotestowali. W artykule, opublikowanym w New York Review of Books z 24 lutego 2010 roku, zakwestionował działania Juszczenki i zwięźle podsumował zbrodnie Bandery i Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (OUN-B), której ten przewodził:

Niemcy zniszczyli Polskę w 1939 roku, jak ukraińscy nacjonaliści sobie wymarzyli, i oni starali się zniszczyć Związek Sowiecki w 1941 roku. Gdy Wehrmacht najechał na Związek Sowiecki w czerwcu, dołączyły do nich armie Węgier, Rumunii, Włoch i Słowacji, a także niewielkie kontyngenty ukraińskich ochotników związanych z OUN-B. Niektórzy z tych nacjonalistów ukraińskich pomagali Niemcom organizować mordercze pogromy Żydów. Czyniąc to oni wspierali politykę niemiecką, która jednak była zgodna z ich programem czystości etnicznej i ich identyfikacją Żydów z sowiecką tyranią.

W artykule tym Snyder opisuje też działania pozostającej pod zwierzchnictwem OUN-B Ukraińskiej Powstańczej Armii (UPA):

Pod ich dowództwem UPA rozpoczęła przeprowadzanie czystek etnicznych Polaków na zachodniej Ukrainie w latach 1943 i 1944. Partyzanci UPA wymordowali dziesiątki tysięcy Polaków, w większości kobiet i dzieci. Niektórzy Żydzi, którzy otrzymali schronienie u polskich rodzin, ginęli razem z Polakami. Polacy (oraz niewielu ocalałych Żydów) uciekli z okolic wiejskich, kontrolowanych przez UPA, do miast, kontrolowanych przez Niemców.

Po kapitulacji nazistów, Związek Radziecki i Polska (rządzona już przez partię stalinowską) stanęły w obliczu nieustającego oporu ze strony OUN, który otrzymywał wsparcie od Stanów Zjednoczonych. W wyniku walk, toczonych do lat 50-tych, zginęły tysiące ludzi. Związek Radziecki i Polska postrzegały OUN jako "niemiecko-ukraińskich faszystów", co, jak przyznał Snyder, było „charakterystyką wystarczająco dokładną, by służyć jako trwała i skuteczna propaganda zarówno wewnątrz i na zewnątrz Związku Sowieckiego."  Co do samego Bandery, Snyder stwierdza tylko, że: "pozostał wierny idei faszystowskiej Ukrainy do zamordowania przez KGB w 1959 roku."

Implikacje kultu Bandery w polityce ukraińskiej, Snyder komentuje następująco:

Juszczenko został tak mocno pokonany w pierwszej turze wyborów prezydenckich, być może ostatecznie, ponieważ znacznie bardziej Ukraińcy identyfikują się z Armią Czerwoną, niż z nacjonalistycznymi partyzantami z zachodniej Ukrainy. Bandera został spalony jako kukła w Odessie po mianowaniu go bohaterem, nawet jego pomnik w zachodniej Ukrainie we Lwowie, wzniesiony przez władze miasta w 2007 roku, pozostawał pod strażą w trakcie kampanii wyborczej.[podkreślenie dodano]

Konkludując ten esej historyczny, Snyder pisze: ”Opuszczając urząd w objęciach Bandery, Juszczenko rzucił cień na własną polityczną spuściznę."

Pisząc ten, opublikowany na początku 2010 roku esej, Snyder musiał najwyraźniej uważać Banderę i OUN za poważny, niebezpieczny i niepokojący element ukraińskiej historii. Niemniej jednak, kiedy 8 miesięcy później, w październiku 2010 roku, ukazały się Skrwawione Ziemie, traktowanie tegotematu przez Snydera uległo niezwykłej i radykalnej przemianie. W liczącej 524 strony książce, działania ukraińskich nacjonalistów doczekały się bardzo powierzchownej wzmianki. W skorowidzu Skrwawionych Ziem ani Stepan Bandera ani OUN nie figurują! W całej książce poświęcono tylko jedno zdanie morderczym działaniom UPA pod dowództwem OUN - na stronie 326.

Oczywistym jest, że w ciągu 2010 roku, kiedy kończono przygotowania do publikacji Skrwawionych Ziem, Snyder - najprawdopodobniej w porozumieniu ze swoimi wydawcami z Basic Books - zdecydował, że w książce odniesienia do zbrodni nacjonalistów ukraińskich znaleźć się nie powinny. Żaden z faktów i kwestii, dotyczących ukraińskich nacjonalistów, a poruszonych przez Snydera w eseju opublikowanym w New York Review of Books w lutym 2010 roku nie znalazł miejsca w  Skrwawionych Ziemiach.

W wersji opublikowanej, Skrwawione Ziemie są wyraźnym przykładem nieuczciwego, prawicowego rewizjonizmu historycznego. Znaczy to, że jest to lansowanie tej wersji Hołodomoru, według której Związek Radziecki i Nazistowkie Niemcy są politycznie i moralnie sobie równe, a która implikuje, że Związek Radziecki był prawdopodobnie nawet – z tych dwóch państw – gorszy. Autor nie zastanawia się nad genezą historyczną, podstawami społeczno-ekonomicznymi, czy celami politycznymi obu reżimów. Złożone zagadnienia historyczne i polityczne, do których każdy poważny badacz kolektywizacji siłą rzeczy musi się odnieść, zostały tu kompletnie zignorowane. Katastrofa, spowodowana lekkomyślnie wprowadzaną kolektywizacją, "wyjaśniona" zostaje stwierdzeniem, że "Stalin postanowił uśmiercić miliony ludzi na radzieckiej Ukrainie."

W przeciwieństwie do popularnych mediów, poważni historycy w swych recenzjach potępili książkę Snydera. Niepokój wzbudzają próby minimalizowania zakresu zbrodni, popełnianych przez nacjonalistów ukraińskich. Profesor Omar Bartov z Brown University odnosi się do nich następująco:

Prowadzonym w tamtym czasie [ lato 1941 roku] na szeroką skalę masakrom Żydów przez ich ukraińskich sąsiadów na wschodzie Polski, autor poświęcił bardzo mało uwagi i śpiesznie porównuje je ze zbrodniami sowieckimi. Kiedy usiłuje tłumaczyć Ukraińców z mordowania swoich żydowskich sąsiadów, zaciągania się do kontrolowanej przez Niemców policji, czy do SS i służby w obozach zagłady, robi to słabo – zważywszy na przemoc, jakiej ci ludzie się dopuścili.

Bartov sprzeciwia się próbom zrównywania przez Snydera przemocy sowieckiego ruchu oporu z przemocą, stosowaną przez nazistowskich najeźdźców.

Przez zrównanie partyzantów z okupantami, okupację sowiecką z nazistowską, przestępstwa Wermachtu z przestępstwami Armii Czerwonej i przez tematu przemocy na tle etnicznym, Snyder pozbawia wojnę jakiejkolwiek moralnej nauki i mimowolnie przyjmuje argumentację apologetów, że w sytuacji, w której każdy jest przestępcą, nikogo nie można winić. [Slavic Review, lato 2011]

Historyk Mark Mazower również opublikował druzgocącą krytykę pracy Snydera: "Można oczywiście przykładać zbyt wiele wagi do wschodnioeuropejskiego antysemityzmu - i niemało uczonych można za to zganić - ale można też przykładać tej wagi zbyt mało, a sposób, w jaki Snyder traktuje ten temat, w tym kierunku zmierza." [Contemporary European History, maj 2012]

W świetle późniejszej ewolucji poglądów Snydera, trudno jest wytłumaczyć unikanie w Skrwawionych Ziemiach  tematu zbrodni popełnionych przez ukraińskich nacjonalistów inaczej niż jako skutek politycznie umotywowanej decyzji, związaną z polityczną operacją Stanów Zjednoczonych na Ukrainie i przez coraz większe zaangażowanie Snydera w jej realizację. W ciągu ostatnich kilku miesięcy Snyder wyłonił się jako jeden z czołowych obrońców reżimu w Kijowie. Najbardziej uderzającą cechą jego publikacji w druku i wykładów z tego ostatniego okresu jest jadowita wrogość wobec Rosji i wściekłe zaprzeczanie znaczącemu udziałowi sił radykalnie prawicowych w lutowym zamachu stanu i politycznej fizjonomii reżimu w Kijowie.

W najnowszej z tej serii obron reżimu w Kijowie, opublikowanej w New Republic Wieseltiera, Snyder zstąpił na dno intelektualnej nieuczciwości. Rosja, a nawet Związek Radziecki przedstawione są jako państwa quasi-faszystowskie. Historyk ignoruje rolę, jaką w życiu politycznym Ukrainy odgrywa obecnie Swoboda i Prawy Sektor. To w rosyjskiej opozycji do nowego ukraińskiego reżimu – twierdzi Snyder – objawia się narastająca fala faszyzmu.

W jednym z najbardziej dziwacznych fragmentów tego tekstu Snyder obwieszcza: "Faszyzm oznacza kult nagiej, męskiej formy, obsesję na punkcie homoseksualizmu, jednocześnie kryminalizowanego i imitowanego... Dziś idee te rosną w siłę w Rosji..." Niemożliwym jest, żeby Snyder nie zdawał sobie sprawy z tego, że program Swobody jest chorobliwie wrogi wobec homoseksualizmu, a w 2012 roku partia firmowała  rozpędzenie wiecu o prawa gejów, nazywając go „Sabatem 50-ciu zboczeńców.” [Cytat za wpisem na Wikipedii na temat Swobody]

Snyder bezwstydnie fałszuje historię w pełnej zgodzie ze swoim politycznym programem. W ostrej sprzeczności z tym, co pisał cztery lata temu, oświadcza teraz, że "polityczna kolaboracja i powstanie ukraińskich nacjonalistów była, ogólnie rzecz biorąc, małym czynnikiem w historii okupacji niemieckiej."

W pismach Timothy'ego Snydera widzimy świadectwo intelektualnie chorej i niebezpiecznej tendencji: zacieraniem różnicy pomiędzy pisaniem historii a propagandową manufakturą na służbie państwa. Wszyscy "intelektualiści", którzy zbiorą się w ten weekend w Kijowe, są personifikacją tego głęboko reakcyjnego procesu.

16 maj 2014