Stefan Żeromski: O sporach na lewicy (fragment „Walki z szatanem”) [1916]

Alexander Stavenitz

Robotnik – mówił – jest twórcą bogactw w nowożytnym społeczeństwie, lecz z bogactw tych nie korzysta. Przeciwnie, ludzie, którzy nic nie mają wspólnego z wytwarzaniem bogactw, jedynie z nich korzystają. Robotnicy usiłują, oczywiście, zdobyć za swą pracę choć cząstkę wytworzonych przez się bogactw. Grupują się tedy i jednoczą. Ponieważ zaś posiadacze skarbu nie ustępują dobrowolnie ani jednej z niego okruszyny, robotnicy muszą walczyć. Walka ta skierowana jest przeciwko „pracodawcom” i przeciwko państwu, które pracodawców wspiera i broni, albowiem z nich żyje. Walka ta rozpada się na dwa sposoby i ma dwa łożyska. Czytaj dalej

Natalia Zarembina: Praca artystyczna w szeregach robotniczych [1938]

workers-theatre_400x536

I oto gdy tyle się narzeka na tzw. kryzys repertuarowy, nasz „teatr” robotniczy, a właściwie jego zaczątek, nie zna tej bolączki i tworzy repertuar, czerpiąc z bogatej kopalni historii ruchu socjalistycznego, z tzw. poezji proletariackiej, wreszcie nawet z własnej prasy codziennej, przetwarzając niektóre zaczerpnięte z niej materiały w tworzywo artystyczne pod postacią aktualnej humoreski itp. Szkolenie robotników-aktorów przysparza bardzo wiele budujących doświadczeń artystycznych pozwalających wierzyć, iż stworzenie prawdziwej sceny robotniczej jest realną zupełnie możliwością najbliższej przyszłości, bezpośredniość bowiem i szczerość w pracy, cechujące cały ruch robotniczy w dziedzinie pracy artystycznej znajduje szczególne zastosowanie. Jeszcze jeden znamienny objaw należy podkreślić w robotniczych poczynaniach artystycznych: wyrastają one początkowo z usiłowań amatorskich, ale w dość szybkim czasie przeradzać się zaczynają w solidną pracę fachową, Dwie są przyczyny tego budującego zjawiska: po pierwsze robotnicza praca na polu artystycznym odznacza się tak wielką siłą atrakcyjną, iż przyciąga do siebie jednostki ze świata artystycznego, sympatyzujące z ruchem, po wtóre zaś członkowie zespołów robotniczych wyrabiają się artystycznie bardzo szybko. Czytaj dalej

Zygmunt Kisielewski: Kultura a proletariat [1923]

Mickiewicz11

Bez kultury nie zdobędzie proletariat nowego, sprawiedliwego ustroju. Nawet jeśliby dzięki okolicznościom sprzyjającym, jak to stało się w r. 1917 w Rosji, pochwycił proletariat w swe ręce władzę polityczną, to jednakże bez kultury, bez potężnych zasobów wiedzy, świadomości i zdolności kierowania gospodarką społeczną, bez odpowiedzialności kulturalnej, stosunków życia nie tylko nie zmieni na lepsze, ale nawet – czego dowodem bolszewicka Rosja – może je pogorszyć. W każdym najmniejszym środowisku robotniczym należy zakładać stowarzyszenia dla kształcenia się. W wielkich miastach istnieje już dzisiaj wiele instytucji, jak kursy dokształcające, kursy dla analfabetów, do których powinni uczęszczać robotnicy nic umiejący czytać i pisać albo posiadający tylko słabe ogólne wykształcenie. Ciemna, nieuświadomiona masa robotnicza jest wrogiem proletariatu, takim samym jak burżuazja. Bez kultury, czyli kształcenia swego umysłu, uczuć i charakteru proletariat sprawy wyzwolenia daleko nie posunie. Czytaj dalej

Leopold Kronenberg: Ruch robotniczy wobec esperanta [1921]

1

Ponieważ zaś nauka kilku języków obcych pochłania bardzo wiele czasu i pieniędzy, i jest dostępną tylko dla nielicznych wybranych, przeto siłą rzeczy pomocniczym językiem międzynarodowym może być tylko język neutralny, a takim jest język esperanto. Idea pomocniczego języka międzynarodowego jest dla ruchu robotniczego niezmiernie ważną. Robotnik bowiem nie ma nigdy ani czasu, ani pieniędzy, by mógł uczyć się kilku języków, jakże zaś często robotnik zmuszony jest dla chleba wyjeżdżać ze swego ojczystego kraju i udawać się do krajów innych? Rokrocznie emigranci polscy wyjeżdżają za zarobkiem do Ameryki, Westfalii, Saksonii i Danii, a każdy, kto zaznajomił się choćby powierzchownie z ruchem uchodźczym, wie, ile trudności językowych spotyka każdego z uchodźców. Toteż klasa robotnicza odnosi się do ruchu esperanckiego bardzo przychylnie i rozszerzając ten język, służy sama sobie, gdyż ułatwia zwycięstwo idei języka, który w pierwszym rzędzie klasie robotniczej będzie służył. Czytaj dalej

Stefan Czarnowski: Zajścia antysemickie w szkołach wyższych [1936]

1

Normalne funkcjonowanie nieomal wszystkich szkół akademickich w Polsce jest zakłócane wybuchającymi to tu, to tam zaburzeniami antysemickimi o charakterze bardzo brutalnym, uwłaczającym zarówno godności nauki, jak tych, którzy winni być tejże nauki szerzycielami – ciała profesorskiego i władz akademickich. Pomijamy kwestię, czy zaburzenia te uwłaczają również godności ich sprawców; wątpimy bowiem w to, czy młodzieńcy napadający znienacka w kilku na jednego, okładający bezbronnych – nie wyłączając kobiet – laskami, kastetami i schowanymi w teczkach odważnikami, kopiący i depczący obalonych, urządzający prawdziwe polowanie na ludzi po podwórzach, korytarzach i pracowniach uczelni – wątpimy w to, by wyobrażenia ich o godności własnej odpowiadały ogólnie uznanym w tym świecie, który sam siebie nazywa cywilizowanym. Czytaj dalej

Bolesław Drobner: Mickiewicz jako socjalista [1947]

mic

A Mickiewicz wierzył, wierzył szczerze i dlatego mógł w marcu 1847 r. uznać krakowskie powstanie za jaskółkę wielkiej dziejowej przemiany. Pisał on wówczas: „…czasy są pełne nadziei zmian politycznych. Jedynym naszym obowiązkiem jest bronić i rozpowszechniać nową ideę: prawdziwa siła jest w prostym ludzie i od niego wyjdzie iskra w decydującej chwili… wołanie przyjdzie od ubogich i cierpiących – nie czekajmy – naszą misją jest wywołać je”. Arystokracja postanowiła, jeżeliby nie udało się unicestwić zamiarów Mickiewicza, opanować Legion, a na „namiestnika” Legionu forsować zięcia księcia Czartoryskiego – Władysława Zamoyskiego. Kiedy Mickiewicz dowiedział się o tym zamiarze arystokracji polskiej, napisał do Marii Czapskiej: „Zamoyski powinien wstąpić do Legionu jako zwykły żołnierz. Czy was galicyjskie siekiery niczego nie nauczyły? Nowa formacja, zalążek przyszłej armii wyzwoleńczej, nie będzie miała nic wspólnego ze starym porządkiem rzeczy. Szlachta polska spowodowała zgubę ojczyzny, musi ona zniknąć! Jej panowanie skończone, odtąd nie ma dla niej zaszczytów i stanowisk”. W rezultacie po dwóch stronach barykady ustalił się taki stosunek, że po jednej stronie zgrupowane było przeciw Mickiewiczowi wszystko wsteczne, po drugiej stał Mickiewicz – wcielenie polskiej rewolucji. Czytaj dalej

Jarosław Górski: Judym, czyli pożytki z resentymentu

Zeromski

Judym przekonuje się, że dzięki temu, iż aspirant z motłochu musi całkowicie wyzbyć się własnego punktu widzenia i gorliwie przyjąć poglądy klasy wyższej, elity mogą pozwolić sobie na kształtowanie wiedzy o motłochu jedynie na podstawie własnych wyobrażeń, bez konieczności poznawania spostrzeżeń tamtych. To tworzy między klasami nieprzenikalny mur niezrozumienia (i w narracji „Ludzi bezdomnych”, i w wypowiedziach samego Judyma często pada słowo „kasta”). Niemożliwe jest jakiekolwiek ulżenie doli motłochu, ponieważ on sam nie ma koniecznych dla tego zasobów: wiedzy fachowej, środków ekonomicznych, idei, natomiast pełne szlachetnych intencji elity wiedzę o potrzebach motłochu czerpią wyłącznie z własnych wyobrażeń – i dlatego mogą się oburzać na to, że dobrze opłacani robotnicy Zagłębia, zamiast oszczędzać pieniądze, kupują fatałaszki i pachnące mydełka. Nawet kiedy jakiemuś przedstawicielowi motłochu uda się zdobyć wykształcenie i ogładę, jego środowisko nie ma z tego żadnych korzyści, ponieważ natychmiast wsysa go niemająca z tym środowiskiem żadnego kontaktu klasa wyższa. Awans zdolnych jednostek jest więc dla motłochu przekleństwem, a nie szansą, gdyż całkowicie go wyjaławia. Czytaj dalej

„Czarno na białym”: Pochyliły się żałobne sztandary (pogrzeb Andrzeja Struga) [1937]

1

Niosą przed żałobną lawetą odznaczenia bojowe Rzeczypospolitej – krzyż Virtuti, Niepodległości, Walecznych… Nie przepasana wielką wstęgą trumna? Szemrają w tłumie: dlaczego, dlaczego? Nie zabrakło wszak jej dla biskupów, dyrektorów, bankierów… Szkołom przyjść nie kazano. Jednak przyszli sztubacy, uczniowie, uczennice, przyszli studenci w wyszarzałych płaszczykach, nauczycielstwo, profesorowie. Przyszli żołnierze, legioniści, peowiacy, koledzy z więzień, z zesłania, inteligenci, robociarze, młodzi chłopcy i starzy już ludzie. Nie miejmy żalu do tych, co nie przyszli. Przeciwnie, gdy odchodził Rycerz Twardego Obowiązku, wierny idei bez kompromisu w życiu, wdzięczni bądźmy dla tych, co nie zamącili szczerości ostatniego hołdu. W ciszy słuchano na mrozie żałobnych przemówień. Były między nimi proste, szczere słowa, jak te w Nekrologu w „Ludziach podziemnych” piórem samego Struga skreślone „…Żegnaj, towarzyszu… Będziesz sławny… Czemużeś się śpieszył?… Najgorszy czas sobie wybrałeś… źle zrobiłeś…” – były między nimi i podniosłe, olimpijskie i urzędowe… Czytaj dalej

„Równość”: Partia socjalno-demokratyczna a mickiewiczowska uroczystość [1898]

1

Krakowscy „patrioci”, jezuici i szlachta razem z moskalofilskimi młodoczechami i reprezentantami caratu urządzili dnia 29 czerwca br. w niedzielę swą uroczystość mickiewiczowską, na której czarne fraki i szumiące suknie miały przedstawiać „naród”. Lud roboczy, wykluczony przez „patriotów” od udziału w uroczystości, uczcił we środę 29 czerwca poetę-rewolucjonistę, który słowem i życiem dowodził, że „patriotyzm” i walka o wyzwolenie ludu roboczego to są dwa jednoznaczne pojęcia. Władza krakowska jednak, która na uroczystość niedzielną i na pochód „patriotów” zezwoliła, zakazała robotnikom pochodu pod pomnik, a nawet obsadziła ulice wojskiem, by uroczystość przez proletariat urządzona nie zakłóciła przypadkiem „porządku publicznego”. Mimo jednak wysiłków Laskowskiego i Korotkiewicza Kraków dawno już nie widział tak wspaniałej demonstracji. Czytaj dalej

Stefan Themerson: Listy z Francji [1939]

Glos Kobiet (2)

niszczycielu szlachetny. Sam gruźlicą zżarty

chciałbyś mieć skromną gażę pana policjanta,

chciałbyś mieć widną izbę a w niej dzieci syte,

chciałbyś by ci nie brakło w abecadle liter

a prawdy w podręczniku. Pod grozą inspekcji

portrety dekorujesz nim zaczynasz lekcję.

Polska jest dzięki tobie. Wiesz o tym codziennie

bez krzyku i bez fanfar. Wbrew nim. Potajemnie. Czytaj dalej

Adam Polewka: Ścieżka do sztuki demokratycznej [1928]

1 (3)

Co to jest teatr samorodny? Jest to pewien rodzaj dobroczynności, któremu należałoby już raz kamień na szyi uwiązać. Zarówno w mieście, jak i na wsi, jeżeli kogoś napadnie gorączka „oświecicielstwa” i jeżeli zwąchał się z piórem, uważa za wielki społeczny czyn pisanie tzw. sztuczek dla ludu. Ma to być coś w rodzaju popularyzowania czy demokratyzowania sztuki. Każda „ciocia” z rodzaju tych poczciwych, co kopcą kagańcem oświaty, gdy nie ma już nic lepszego do zrobienia, zwłaszcza dla wsi, pisze „sztuczkę ludową”. Ta tandeta, która nie tylko z ludem, ale co gorsza na wsi z ludowością nie ma nic wspólnego, wala się po wszystkich półkach księgarskich i łowi amatorów teatru „ludowego”. Na miłość boską, czy demokratyzacja sztuki ma polegać na tym, że ludzi karmi się idiotyzmami? No tak, pewnie, ale co w takim razie dać ludziom do ręki?… A może tak ludziom nic do ręki nie dawać i z pewną skromnością zapytać się, czy oni czegoś lepszego u siebie i w sobie nie mają?… Czytaj dalej

Maria Ossowska: Czy moralność zależy od religii? [1958]

1 (1)

Czy wielu ludzi powstrzymuje od kradzieży świadomość, że nakaz „nie kradnij” pochodzi od nadziemskiego kodyfikatora i że grozi im za to kara pośmiertna? Czy wielu myśli raczej o karze doczesnej? Jak dalece silnym powściągiem jest godność, która wzdryga się na myśl o wstydzie w razie wykrycia nieuczciwości, albo wzgląd na przykrość uczynioną okradzionemu? O działaniu tego ostatniego motywu świadczy fakt, że woli się okradać kogoś przynależnego do grupy obcej, kogoś, kogo krzywda mało nas obchodzi, a ma się większe opory w stosunku do swoich, zwłaszcza gdy się ich lubi i gdy nam ufają. O tym, że godność wchodzi tu w rachubę, zdaje się świadczyć fakt, że wsie polskie, które nigdy nie przeszły przez pańszczyznę, były, niezależnie od swego ewentualnego ubóstwa, znacznie uczciwsze od byłych wsi dworskich, gdzie czapkowanie dziedzicowi nie sprzyjało rozwojowi poczucia godności, a pospolity brak sympatii dla osoby i brak zaufania z jego strony ułatwiał drogę złodziejowi. Czytaj dalej

Michał Wójtowski: Sztuka, piękno i braterstwo (w rocznicę śmierci Edwarda Abramowskiego)

abramo2

Abramowski stwierdza, że sztuka w kapitalizmie jest jednym z niezliczonych obszarów społecznego wykluczenia. Stosunki gospodarcze sprawiają, że na kontakt z dziełem sztuki mogą pozwolić sobie jedynie ci, którzy przynajmniej na krótko wyzwalają się od konieczności walki o byt materialny. W tym wąskim ekonomicznym sensie sztuka byłaby po prostu własnością klas panujących, zaś wykluczenie z niej innych, przy jednoczesnym zatrudnianiu ich w procesie produkcji dzieł – jednym z wyrazów dominacji i wyzysku. Dodatkowym zagadnieniem, poruszanym przez Abramowskiego en passent, są te modernistyczne koncepcje sztuki, które podnoszą sztandary indywidualistycznego nadczłowieczeństwa przeciwstawianego, a jakże, masowości motłochu. Wywodzone z filozofii Nietzschego programy artystyczne uznawał Abramowski za wyraz walki klas nasilającej się w przededniu rewolucji społecznej, zarazem jednak – za przejaw mentalności i etyki rozpowszechnianych przez kapitalizm. Czytaj dalej

„Siła”: Turystyka socjalna [1938]

11

Dla uprzywilejowanych istniały od dawna hotele, pensjonaty i schroniska górskie w okolicach uzdrowiskowo-klimatycznych, ze ścisłym jednakowoż przestrzeganiem granicy między elitą, „państwem” a np. przewodnikami, którzy byli uważani za „człowieka” bez różnic klasowych, ale tylko w chwilach, gdy byli złączeni z „państwem” liną nad przepaścią. Poza tym zaś byli tylko płatną wynajętą siłą roboczą. Czytaj dalej

„Oświata”: Kiedy szerokie masy zaczną interesować się sztuką? [1921]

1[1]

Mylą się ci, którzy sądzą, że kwestia społeczna zamyka się tylko w żądaniu wyższych płac, higienicznych warunków życia oraz większego wpływu masy pracującej na bieg spraw społecznych. Gdyby tak było, cel uspołecznienia najszerszych mas, cel przemiany całego ustroju społecznego, jaka się z wolna w świecie dokonuje – nie byłby zbyt wzniosłym. Oznaczałby jedynie zadowolenie najważniejszych potrzeb materialnych człowieka. Nie byłby też zbyt rewolucyjny, bo zadowolone sfery pracujące, nie odczuwające żywszych pragnień, zamknięte w ciasnym kole codziennych swych potrzeb, zaspokajanych w sposób normalny, a nie czujące żadnego pędu ku jakimś innym, szlachetniejszym formom życia – stałyby się najzwyczajniejszą warstwą spokojnego kołtuństwa, nie znającego innego świata poza życiem wygodnym, bez trosk i marzeń. Przemiana warunków bytu najciężej pracującej warstwy ma uczynić z tych zwierząt pociągowych – ludzi, ma wzbudzić w nich wszystkie władze duchowe, które życie czynią pięknym i wartościowym. Czytaj dalej

Leon Kruczkowski: Antysemityzm kulturalny [1936]

1[1]

W warunkach polskich jest to zjawisko stosunkowo nowe. Aż do lat bezpośrednio powojennych w Polsce stwierdzić można całkowity niemal brak prądów antysemickich. Wręcz przeciwnie, jeżeli chodzi np. o literaturę, wskazać w niej można wielu pisarzy, których stosunek do Żydów miał wszelkie cechy jawnej życzliwości, nieraz wręcz żarliwej – od notorycznego „judofila” Mickiewicza do Konopnickiej, Orzeszkowej, Zapolskiej, Żeromskiego i licznych pomniejszych. Sprawiedliwość nakazuje stwierdzić, iż rzecznikami antysemityzmu „kulturalnego” są u nas (poza bardzo nielicznymi wyjątkami) przeważnie twórcy mierni, słabi, trzeciorzędni. Ci najgłośniej biadają nad rzekomym „zażydzeniem” polskiego życia kulturalnego, pragnąc w ten sposób własne beztalencie lub niedołęstwo duchowe przedstawić jako uciśnioną cnotę, jako ofiarę wrogiej konkurencji żydowskiej. Czytaj dalej

Nasze Domy Robotnicze [1923]

1[1]

Oprócz wykazanych 12 Domów Robotniczych jest w posiadaniu robotniczym kilkadziesiąt domków i realności, w których mieszczą się sklepy stowarzyszeń spożywczych i lokale mniejsze, służące na urządzenie małych zgromadzeń, konferencji lub posiedzeń. Jeżeli zważymy, że w roku 1905 stanął pierwszy Dom Robotniczy w Stonawie, to należy stwierdzić, że dzieła wybudowania dwunastu wspaniałych gmachów dla użytku robotniczego dokonano właściwie w okresie dziesięciu lat, gdyż czas wojenny należy z tego wyłączyć. Jeżeli weźmiemy pod uwagę etnograficzną część Śląska Cieszyńskiego – w części czeskiej – gdzie mieszka koło 160 000 Polaków, z czego można liczyć śmiało 75-80% robotników, to musimy stwierdzić, że Domy Robotnicze stoją właśnie w tych miejscowościach, gdzie największy procent jest Polaków, co najlepiej dowodzi, że budowy te są prawie wyłącznie dziełem polskiego robotnika. Czytaj dalej

Ludwik Krzywicki: Drogi oświaty [1913]

111[1]

Zaciekawiony tym dorobkiem lat dwudziestu zaledwie, a więc okresu 1860-1880, usiłowałem dowiedzieć się o nazwiskach wynalazców. Wymieniono mi jedno, drugie, w tej liczbie jakiegoś kowala wioskowego. Okazało się jednak, iż ten postęp techniczny był dziełem rzeszy bezimiennej, która i dzisiaj jeszcze ciągnie tę pracę doskonalenia sprzętów rolniczych. Fabrykant sprzedając żniwiarkę-wiązałkę, młockarnię lub sprzęt jakiś inny, dołącza opis drobiazgowy każdej części, niemal zęba każdego. W potrzebie wprowadza sam zmianę potrzebną, a poznawszy jej wyższość, nie omieszkuje zawiadomić o tym przedsiębiorcę i wyzyskać spostrzeżenia swego i dokonanych ulepszeń. W ten sposób gromady całe przykładają się do dorobku technicznego i przyczyniły się do stworzenia owej epoki żelaznej w rolnictwie. I to samo powtórzyło się w gospodarstwie domowym. Kuchnia, ta jedna z dziedzin najbardziej rutynowych pracy ludzkiej, uległa po tamtej stronie Atlantyku przeinaczeniu zupełnemu. Zarówno budowa pieca, jak każdy sprzęt przybrały kształty nowe, pojawiła się moc wielka zgoła nowych narzędzi. I znowu cały ten dorobek jest w znacznej mierze bezimienny, tj. jest dziełem rzesz całych, a zwłaszcza kobiet. W obu przypadkach odwołano się do gromad – do ich inicjatywy, umiejętności spostrzegawczej, wynalazczości. Zamiast wynalazków imiennych, zaopatrzonych w dyplomy i doktoraty, wzięło rzecz w ręce swoje pospolite ruszenie. Ale bodaj ciekawszymi są jeszcze objawy takiego pospolitego ruszenia w zakresie pracy umysłowej. Czytaj dalej

Stanisław Brzozowski: Literatura polska wobec rewolucji [1908]

01[1]

Sienkiewicz, który pisał epopeje szlacheckie dla pokrzepienia narodu, a który w ciągu lat ostatnich głos zabierał tylko po to, by skłamać, że nikt w Polsce o niepodległości nie myśli lub bluznąć oszczerstwem na bojowników proletariatu – to już wypadek krańcowy. Nigdy chyba nie miało miejsca podobnie całkowite samounicestwienie. Szlachta polska zdobyła się jak gdyby na reprezentanta w literaturze po to tylko, aby ustami jego publicznie abdykować. Naturalnie abdykacja to tylko dyplomatycznej natury, pełna umysłowych wykrętów. Ja nie twierdzę, aby Sienkiewicz szczerym zapałał afektem dla Wilhelma II. Nie, skąd znowu. Mówi on przecież jasno. Wilhelm jest pomazańcem Opatrzności. Cóż to jest Opatrzność? Porządek zapewniający byt i dostatek warstwom posiadającym. Dotychczas idea polska osłaniała wielką własność, teraz wielka własność zwraca się już przeciwko samej idei narodowej. My nie mamy nic wspólnego z Królestwem – wołają pp. Potoccy, Braniccy – nasza ojczyzna jest tu, tu są nasze gorzelnie, cukrownie, buraki, kartofle, tu nam zostać kazała wielka Katarzyna: votre patrie est ici – mówiła, tupiąc nogą. Stanowisko całkiem jasne: precz z utopią, point de rêveries. Tylko właściciel. Pszenicą i burakami zasypią grób Polski – pisał poeta Krasiński. Czytaj dalej