Ja, komediant - To tylko koniec pierwszego aktu cz. 3 (1992) [Tadeusz Łomnicki]
Od
1982 roku
Tadeusz Łomnicki grywał na wielu scenach teatrów w Polsce i za granicą. Nazwał ten okres czasem wyborów. Posiadał już ogromne doświadczenie, był aktorem kompletnym i całkowicie niezależnym. Opowiadając o tym w trzeciej części swojej biografii, zrealizowanej przez Ludwika Perskiego, przywołuje anegdotę o wielkim tragiku Bolesławie Leszczyńskim, który pewnego razu "nie miał humoru" i pozwolił sobie zamarkować najważniejszą scenę w przedstawieniu. Właściwie od początku swej opowieści, przedstawiając galerię wielkich postaci teatru, wyraźnie daje do zrozumienia jak bardzo zależy mu na tym, by dostrzegano jego korzenie w tradycji polskiej sceny. Nie chciał być zjawiskiem osobnym, uczył się przecież od najlepszych. Może też dlatego po
1981 roku nie związał się już z żadną sceną. Był niezależny, mógł wybierać role. Stał się wielkim tragikiem, a każda jego kolejna kreacja wywoływała zachwyt krytyki i zainteresowanie publiczności. Grał m.in. Gospodarza w "Weselu", Papkina w "Zemście". Opowiadając o tamtym okresie powraca chwilami do wcześniejszych doświadczeń, które zaważyły na ukształtowaniu się jego bogatej techniki aktorskiej - opartej na rytmie, czuciu frazy, szukaniu klucza do zbudowania postaci, ale też głęboko wnikającej w ich psychikę. Już od lat 50., grając wielki, klasyczny repertuar, Łomnicki zetknął się jednocześnie z kolejnymi falami awangardy i reformami w teatrze. Nie lekceważył tego nurtu. Stworzył szereg wspaniałych ról w sztukach Becketta na deskach Teatru Współczesnego i Teatru
Studio, zagrał w "Lirze" Edwarda Bonda. Uważał, że utworów awangardy lat 50. i 60. po latach nie należy grywać "awangardowo", tzn. zgodnie z zapisem autorów. Twierdził, że wchodząc do dorobku teatralnego stały się materiałem dramaturgicznym, dającym reżyserom i aktorom otwarte możliwości.
Mimo że przedstawienie "Ostatniej taśmy
Krappa" Becketta grane było kilkaset razy i pokazywano je na wszystkich kontynentach, Łomnicki nigdy nie był zachwycony nagraniem kwestii na taśmę. Uważał, że po latach obecności na scenach świata można to już "zagrać". Osobny rozdział to kontakty z twórczością Tadeusza Różewicza, również awangardową. W latach 80. głośny był jego udział w spektaklu "Pułapka" w reżyserii Jerzego Grzegorzewskiego, granym w Wiedniu w języku niemieckim. W "Kartotece" grał dwukrotnie. Raz w 1960 roku w reżyserii Konrada Swinarskiego, a po dwudziestu latach - w spektaklu dyplomowym, inscenizowanym przez studentów
PWST. W tym czasie wyreżyserował ją sam w Berlinie, znajdując pewien uniwersalny klucz do tego szczególnego dramatu, uważanego za manifest pokolenia, które przeżyło wojnę. Przy okazji Łomnicki mówi też o swoich doświadczeniach nauczyciela i wychowawcy. Przez wiele lat był przecież wykładowcą i rektorem warszawskiej szkoły teatralnej, wprowadził na sceny kikanaście roczników utalentowanej młodzieży. Był nie tylko artystą, który zgłębił tajemnicę aktorstwa, lecz umiał się nią także dzielić i zarażać pasją.
Aktor wspomina również, że zawsze pamiętał, by mieć choćby najdrobniejszy udział w filmach brata, znanego reżysera
Jana Łomnickiego. Tak powstało kilka świetnych kreacji, jak choćby rola Stefana Starzyńskiego w filmie "Gdziekolwiek jesteś, panie prezydencie". W tym okresie stworzył wiele interesujących ról w przedsięwzięciach telewizyjnych.
Role w filmie Wojciecha Marczewskiego "
Klucznik" według prozy Wiesława Myśliwskiego i w "Makbecie", inscenizowanym w Teatrze Telewizji należą do jego wielkich osiągnięć. A
Molier w sztuce Bułhakowa i Bogusławski w "Szalbierzu"
Spiro to niejako twórcze credo artysty. Życie dopisało dokumentowi niezwykły epilog. Ludwik Perski, jak się okazało, ukończył zdjęcia do filmu miesiąc przed nagłą śmiercią Tadeusza Łomnickiego. Aktor odszedł 22 lutego
1992 roku, w czasie próby kostiumowej do "Króla Leara" w Teatrze Nowym w Poznaniu. Pozostał ostatni zapis zwierzeń aktora, uważanego za największego w swoich czasach. Jednocześnie jednak był on uważany za postać kontrowersyjną, trudną w kontakcie. Czy film Perskiego odpowiada na pytanie, czy rzeczywiście aktorowi zatarła się granica między sceną a życiem, czy autokreacja przeszkadzała mu żyć w pełni i czy warto było w życiu grać role dużo gorsze od wielkich kreacji teatralnych? Na pewno dokument jest portretem człowieka nieprzeciętnego, obdarzonego talentem najczystszym, pełnego żaru i miłości do sztuki, jaką przyszło mu w życiu tworzyć. [
TVP]